Okazuje się, że w miejscu, gdzie śnieg spada raz na kilka lat i leży najwyżej 2-3 dni nawet delikatny opad powoduje, że świat staje w miejscu. Zgodnie z zapowiedziami temperatura w okolicach Memphis miała spaść poniżej zera. Wywołało to szeroko zakrojoną dyskusję czy zamkną szkoły i wszystkie instytucje publiczne, czy nie. Wyobraźcie sobie, że budzę się i już czeka sms ze szkoły, że lekcje odwołane, szkoły zamknięte. Arek, który pojechał rano do pracy przeżył chwile grozy. Amerykanie w naszym regionie nie są przygotowani na taki kataklizm, opony zimowe nie występują, jeździć po śliskim nikt nie umie. Co kawałek samochód w rowie.

Okazuje się, że zamknięta jest naprawdę cała administracja, lotnisko, uniwersytet w Memphis. Samochodów na drodze prawie nie widać. Wybraliśmy się na chwilę do sklepu. Też zamknięty.

Między moimi koleżankami zawrzała dyskusja, że trzeba dzieciom pokazać śnieg, bo jeszcze nigdy nie widziały. Czad, bo są to dzieci w przedziale 6-10 lat. Ale są problemy. Nie mają ciuchów zimowych, butów. Więc posypały się porady. Reklamówki do butów. Wszystkie warstwy jakie mają, żeby nie było zimno.

Przez pół dnia dzieciaki z całej okolicy wychodziły na dwór, na pół godziny, żeby cieszyć się śniegiem. Co wyglądało tak, że po prostu po nim chodziły i dotykały go. Nie było śnieżek, bałwana i sanek. Dość dziwny widok. Powiedziałam dziewczynom, że czuję się jak w domu. Ale po chwili stwierdziłam, że to nie prawda. U nas zima jest dużo ładniejsza.