Pogoda tutaj to jest coś co generalnie bardzo mi się podoba, ale czasami niestety wpływa na mnie dość destrukcyjnie. W szafie cały czas trzeba mieć rzeczy na każdą pogodę, chowanie rzeczy letnich mija się celem, bo nawet pomijając grudniowy urlop na Florydzie zupełnie normalne jest, że co jakiś czas temperatura w grudniu, styczniu, lub lutym skacze do dwudziestu kilku stopni. Te ciepłe dni tak cieszą, że rzadko dostrzegam minusy, a jest jeden. Organizm trochę szaleje, zmianie temperatury w ciągu jednej nocy o 30 stopni towarzyszą nie tylko gwałtowne burze, ale też niesamowite skoki ciśnień, więc czasami jak przystało na zgrzybiałą staruszkę (tak nas widzą nasz dzieci, ja oczywiście jestem młoda) nie chce mi się ruszyć z łóżka i pół dnia spędzam na autopilocie. Konieczne jest sprawdzanie temperatury co rano, bo można się nieźle naciąć, bo piękne słońce nic nie oznacza, podobnie jak lekki deszcz. Ale też odczuwanie temperatury jest inne, wczoraj było 12 stopni a ja chodziłam w swetrze i balerinkach, bo było parno i przez to cieplej. Czasami jak temperatura gwałtownie wzrasta to robi się aż klejąco.

W sobotę wykorzystałyśmy z dziewczynami pogodę prawie letnią (ale jako że już było popołudnie tylko Amelia była nadal twarda i w krótkim rękawku) i pojechałyśmy na rowery. Amelia na hulajnogę, bo jej rower trochę się uszkodził i sprawdzamy, czy jest sens naprawić, czy kupić nowy. Tutaj się raczej nie naprawia niczego, często łatwiej i taniej jest po prostu kupić nowe. Koło nas zaczyna się Greenway. Czekałam na taką w Zielonej Górze a tu mam już gotową. Kawałek jedziemy wzdłuż zabudowań i nagle jesteśmy w lesie. Utwardzona droga, świetna do spacerowania, biegania i jeżdżenia na czymkolwiek. Ciągnie się między jeziorkami, wzdłuż rzeki o nazwie Wolf River, więc nie wiem czego się spodziewać. Teren jest świetny, cisza i spokój, dużo ptaków, dzicz totalna. W końcu nie muszę przebijać się przez pół miasta, żeby dostać się do lasu.

W pewnym momencie przeleciał nam przed nosami mały czerwony ptaszek, jak ognik. Prawie spadłam z roweru. Znalazłam go w internecie, to kardynał, wygląda naprawdę egzotycznie. Oczywiście są też inne zwierzaki, np. wiewiórek jest bez liku, ale te tutaj są szare, więc zdecydowanie mniej malownicze.