Myślałam, że przez jakiś czas mój dzień będzie wyglądał tak samo. Rano śniadanie, dziewczyny do szkoły, ja kręcę się po domu, uczę się do egzaminu na prawo jazdy (na moim mogę jeździć tylko pół roku), coś napiszę, poszukam fajnego miejsca do zwiedzenia, potem spacer lub siłownia (zdecydowaliśmy się na wynajem mieszkania, bo wszystkie z trzema sypialniami są tak duże jak nasz dom w Polsce, a plusem jest to, że mamy w cenie najmu dostęp do siłowni i basenu) i czas na zrobienie obiadu. Znajomi na razie tylko wirtualnie. (Dziękuję wam wszystkim, jesteście wielcy, tyle dobrej energii…)
A tu okazuje się, że, już drugiego dnia szkoły moja córka wraca informacją, że mama jej koleżanki jest Polką i mieszkają na tym samym osiedlu co my. Chwila rozmowy i już trochę mi lepiej.
Następnego dnia poznaję grupę zakręconych mam, które w ostatnim czasie przeprowadziły się do Germantown i organizują sobie regularne spotkania, poznają nowe miejsca, wymieniają się przydatnymi informacjami. Tak więc znam już: Martę, Tracy, Nancy, Jocy i Rawan.
AAAAAAAAAAA. Mam za sobą pierwsze babskie wyjście w Stanach. Było bardzo fajnie. Dużo śmiechu. Byłyśmy, jak głosił szyld, w najsłynniejszej na świecie knajpce ze smażonym kurczakiem. Muszę przyznać, że był świetny. Chrupiąca panierka, delikatny, wilgotny, ostry. Super. Potem Tracy poszła kupić pączki do cukierni niedaleko. Okazuję się znów, że najlepsza w całym Tennessee. Więc my też idziemy, ale tylko zobaczyć (cały czas staram się nie jeść glutenu, czasem mi nie wychodzi). Zapach jest powalający. Na ladach chyba, 20 rodzajów pączków. Jak obsługa dowiaduje się, że jestem nowa, w moją stronę z dość daleka leci pączek z okrzykiem, „welcome”. Udało mi się go złapać. Jestem cała w lukrze, ale pączek jest wart grzechu.
No i jeszcze jedna ważna informacja. Marta pożycza mi prawdziwe naczynia. Koniec jedzenia na plastikach!!!!!!
Od czasu do czasu mozna pogrzeszyc ?