Gotowa na wiosnę zamierzam napisać trochę o zimie, której generalnie nie lubię, ale czasami daję jej szansę. Aby sprawić dziewczynom radochę pojechaliśmy odkrywać kolejne ciekawe i niecodzienne miejsca. Jest taki hotel w Nashville, który w zimie zamienia się w świąteczną krainę. Cały obiekt sam w sobie jest niesamowity, pod pięknym przezroczystym dachem znajduje się bajkowe miasteczko z rzeką, egzotycznymi kwiatami, statkami sklepami, restauracjami i wszystkim innym co tylko można wymyśleć. Oczywiście jak dla mnie trochę za dużo ludzi i trochę za bardzo wszystko komercyjne, ale dziewczyny miały ubaw po pachy, no dobra ja trochę też.
Zjeżdżanie na oponach po lodzie było czadowe, czułam się jak dziecko. W zwiedzaniu wystawy rzeźb lodowych przeszkadzał nam trochę arktyczny mróz panujący w pomieszczeniu, ale wszyscy odstrojeni zostaliśmy w dobrze komponujące się z lodem niebieskie płaszczyki i zdołałyśmy przeżyć. Warto było, bo uśmiech na Tosi paszczy – bezcenny.
Jako kolejną zimową atrakcję moje córki wymyśliły sobie park rozrywki. Wszelkie próby perswazji, że zima i karuzele, czy pędzące kolejki to nie jest dobry duet, spełzły na niczym. Dziewczyny stwierdziły, że zero stopni na zewnątrz nie będzie im przeszkadzało w dobrej zabawie. Ja nie czułam się na siłach stawić temu czoła. Arek był odważniejszy. Moja zwariowana rodzina twierdzi nadal, że było świetnie, natomiast na wszytych zdjęciach widać przerażająco czerwone nosy. Zdecydowali, że aby porządnie wykorzystać pobyt w St. Luis do którego udali się w poszukiwaniu silnych wrażeń, następnego dnia wybiorą się do Centrum Naukowego. Atrakcja tym razem pod dachem okazała się również strzałem w dziesiątkę. Dzieci wyszalane, może będzie trochę spokoju.
No więc na koniec starzy też wybrali się na imprezę do Charliego w krainie czekolady. Miało być słodko i cukierkowo więc poszliśmy na całość Siara obwieszony cukierkami a ja z wisienką na ….