To jak bardzo kocham moje córki okazuję między innymi tak, że pojechałam z młodszą w listopadzie na północ (nie tak całkiem, ale jednak trochę), żeby mogła się wykazać na biegowych zawodach krajowych. Po 8 godzinach podróży, 5 godzinach w błocie, na wietrze, przy dość niskiej temperaturze, szczęśliwe po osiągnięciach Tosi postanowiłyśmy wykorzystać tą podróż w celach bardziej rozrywko – poznawczych.
A podróżowałyśmy tym razem tylko we dwie (no nie do końca jest to prawda, bo nie byłyśmy same, tylko w towarzystwie zaprzyjaźnionej Japońskiej rodziny), Amelka i Arek cieszyli się w domu swobodą, spokojem i ładną pogodą. A nasza wesoła międzynarodowa ekipa postanowiła, że wracając do domu zboczymy trochę z drogi i zahaczymy o małe miasteczko o nazwie Hodgenville w którym znajduje się jeden z Parków Narodowych obejmujący miejsce urodzenia Abrahama Lincolna.
Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się, jak są zorganizowane takie miejsca. Prosto, ale interesująco, może bez fajerwerków, ale zawsze ciekawie.
Po obowiązkowej fotce przed bramą parku, tablica poinformowała nas, że zwiedzanie powinniśmy zacząć od centrum informacyjnego, w którym Abraham Lincoln króluje na każdym kroku. Po wejściu dostaliśmy mapki z innymi miejscami związanymi z Lincolnem w Kentucky i zostaliśmy zaproszeni do obejrzenia 15 minutowego filmu o jego życiu tutaj. Byłam trochę wstrząśnięta historią jego życia, w tym pierwszym okresie. Zmaganie się z atakami Indian, walką z niewolnictwem, pogodą i innymi przeciwnościami losu, tym dzikim zakątku w maleńkim domku, w którym zdecydowanie nie chciałabym spędzić zimy, to była na pewno lekcja charakteru.
W centrum można było zobaczyć, jak wyglądało wnętrze domu w tamtych czasach, a zgodnie z informacjami w filmie rodzina Lincolna w tym czasie zaliczali się do klasy średniej, jego ojciec był stolarzem.
Centrum zadbało również o aktywną atrakcję dla dzieci, mogą one układać drewniane domki w stylu Lincolna.
Po malutkich zakupach w sklepiku z pamiątkami, zaopatrzeni w kolejne mapy z innymi atrakcjami w Kentucky idziemy zobaczyć Memorial Building, do którego prowadzi 56 stopni, symbolizujących lata życia Lincolna, ale teraz odbywa się częściowy remont, więc idziemy inną drogą, długą drewnianą alejką dla niepełnosprawnych. Dochodzimy do kamiennego budynku, którego wnętrze kryje dom Lincolna. Tabliczka głosi jednak, że może to nie być oryginalny dom jego rodziny, tylko taki sam, zbudowany kilka lat później, ale i tak wrażenie jest duże. Cały czas myślę o tym w jakich warunkach żył jeden z większych prezydentów Stanów Zjednoczonych. I co w tym czasie działo się w Europie, różnica była niesamowita.
Na zakończenie rozgrzewka polegająca na wyścigach schodami w górę i prawie mogę zdjąć szalik, pomimo nieprzyjemnej prawie północnej pogody.
Uważam wycieczkę za bardzo udaną a przy okazji na prawdę pouczającą.