Archiwum: #thirtyone

różowe szaleństwo

Wiecie już, że jestem przygotowana do różowego szaleństwa, więc teraz szczegóły. W przeddzień oficjalnego otwarcia konwencji firmy Trzydzieści Jeden, byłyśmy zaproszone na imprezę z tańcami. Zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać, ale chwilę po ty jak przyzwyczaiłam się do obezwładniającego różu okazało się, że można tam się fajnie bawić. Super muzyka „na żywo” z chwili na chwilę trochę więcej tańczących. Znalazły się nawet takie wariatki jak ja i po jakimś czasie szalałyśmy na scenie. Jak zabawa, to zabawa. AAAAAAA Okazało się, że szalałam z właścicielką firmy. Wierzycie w to? Ja nie mogłam uwierzyć, rozmawiałam z nią, a potem z rzeczniczką prasową. Śmiałyśmy się, że nikt specjalnie jeszcze z Polski na ich imprezę nie przyjechał.

 

Prawdziwe otwarcie konwencji okazało się obezwładniające. Balony, muzyka, oprawa jak na wielkim koncercie, emocje, ekscytacja, zaczęło mnie to ruszać. Naprawdę. Nie wytrzymałam tam cały czas, bo poziom indoktrynacji był za duży. Jesteście najlepsze. Możecie wszystko. Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Każda osoba zabierająca głos była najszczęśliwsza na świecie i najbardziej przekonująca. Jedna z nich schudła 40 kilo, choć nikt w nią nie wierzył, druga jak wypuściła dzieci do szkoły to założyła firmę wartą teraz miliony dolarów. Bardzo ważnym elementem całej imprezy była wiara. Słowo „Belief” było wymieniane miliony razy. Po takiej indoktrynacji, czujesz się prawie w obowiązku emanować szczęściem i radością. Musisz móc wszystko. Trochę to było przytłaczające, ale niesamowicie ciekawe.

 

To chyba typowo amerykański sposób patrzenia na świat, ale zaczyna zalewać też cały świat. Nie wiem czy takie podejście jest dobre, czy złe. Ale na pewną jest wciągające, uzależniające.

trzydzieści jeden

Mam za sobą kilkudniową podróż i najpierw wytłumaczę co to była za impreza i dlaczego na nią jechałam, bo to jest zdecydowanie ciekawe. W Stanach popularna jest nadal sprzedaż bezpośrednia coś w stylu naszego Oriflame, ale sposób sprzedaży jest inny. A więc przedstawiciele robią coś w rodzaju spotkań towarzyskich, na których przedstawiają i sprzedają swoje produkty. Osoba organizująca spotkanie zawsze dostaje jakieś większy prezent, a wszyscy uczestniczy jakieś drobne gratisy, bo zawsze to jest coś w rodzaju zabawy czy loterii, np. bingo i można coś wygrać. Byłam na kilku takich pokazach. Zawsze mnie ktoś prosił, bo żeby otrzymać większy prezent to trzeba zwołać przynajmniej ok. 5 osób.  Czasami produkty są żenujące, czasami dziwne, zdarzają się też niezłe. Na pokazie firmy kosmetycznej zaznaczyłam na początku, że jestem alergikiem i prawie miałam spokój, bo Pani miała tylko dwa produkty dla alergików.

 Moja portrorykańska koleżanka, która zrezygnowała z prawdziwej pracy jak urodziły jej się dzieci, żeby mieć dla nich czas, zaczęła sprzedawać produkty firmy „trzydzieści jeden”. Tak nie pomyliłam się taka jest nazwa firmy. Firma produkuje torby, w większości materiałowe, wszelkiego rodzaju, torby termiczne, lunchowe, kosmetyczki, wkłady to torebek, że nie przekładać całej zawartości tylko złapać cały wkład. Generalnie rzeczy, które mają nam ułatwić życie. Ważnym założeniem firmy jest też to, że każdy produkt może być personalizowany. Mogę sobie zamówić torebkę i napisać na niej AGA, ale Agnieszka już nie, bo za dużo znaków. Ceny toreb są dość wysokie, a po dodaniu personalizacji już naprawdę zdecydowanie przesadzone, szczególnie jak zwrócimy uwagę na stosunek ceny do jakości. Ale ponoć w Ameryce można sprzedać wszystko i jak się okazuje jest to chyba prawda.

 

No więc moja koleżanka planowała 4 dniowy wyjazd na coroczną konwencję i zaproponowała, że zabierze mnie jako gościa. Wyjazd? Ja? Zawsze. Nie trzeba nawet pytać. Ja zadałam kilka pytań o konwencję. No więc uwaga zlot 9000 bab, które mają się ubrać na różowo. Jakiś procent facetów też będzie, bo niektóre przyjeżdżają z mężami, którzy bez wyjątku nazywani są HOT, czyli Husband of Thirty One.

Plan zakładał, że wyjedziemy w środę koło południa, dojedziemy do Louisville po 5 godzinach, prześpimy się w prawdziwie amerykańskim domu jej koleżanki i następnego dnie 3 godzinna podróż do Columbus w stanie Ohio. Dobry plan.

Pobyt w Columbus rozpoczęłyśmy od zameldowania się w hotelu, który był przygotowany na przyjęcie gości konferencji. Muszę przyznać, że to pierwsza impreza, na której byłam tutaj, która była przygotowana bez zarzutu i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Wzięłyśmy udział w zorganizowanym zwiedzaniu centrum dystrybucyjnego firmy, w którym pokazana była nowa kolekcja jesienna. Widziałam biuro szefowej -założycielki, całą linię produkcyjną, uśmiechniętych pracowników, którzy dość często dziękowali paniom zwiedzającym, że dzięki nim mają pracę. Coś naprawdę niesamowitego. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Oczywiście uczestniczki wycieczki były nastawione na maxa entuzjastycznie, co chwilę biły brawo, śmiały się w głos i wydawały okrzyki zadowolenia. Nie wierzę i nie mogę się doczekać, jak będzie wyglądała wieczorna impreza, ale o tym w następnym odcinku. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam.