Przepisy, drogi i to co po nich jeździ…
Przepisy, drogi i to co po nich jeździ to materiał na osobną książkę, ale ja uczynię tylko krótki wpis, żeby was nie zamęczyć.
Po pierwsze prawo jazdy. W Stanach, z naszym prawem jazdy można jeździć pół roku. Niby długo, ale żeby ubezpieczyć kupione tu auto trzeba mieć amerykańskie prawo jazdy, bo inaczej opłaty są bardzo wysokie. Więc jak ktoś potrzebuje kupić auto to musi się sprężać. Ja na razie się uczę (i bardzo boję się tego amerykańskiego egzaminu). Więc na razie relacja męża, który jest farciarzem i zdał dzisiaj.
Pierwszy raz do wydziału komunikacji poszedł jeszcze w listopadzie, chciał tylko sprawdzić jakie dokumenty są mu potrzebne, żeby podejść do egzaminu. Wszedł, wypełnił formularz, pani zrobiła mu zdjęcie, sprawdziła wzrok i powiedziała, że ma wszystko więc może iść do kabiny nr 2 i napisać test na komputerze. Szok, ale poszedł. Bardzo dużo pytań dotyczyło lokalnych kar, więc oczekiwań nie miał dużych. Wrócił do pani, która już prawie umawiała go na jazdę, ale sprawdziła, że jednak nie zdał. Na 27 pytań miał 20 dobrze, a trzeba mieć 24. Kolejny raz może podchodzić najwcześniej za tydzień. Za egzamin trzeba oczywiście zapłacić. Ile? 2 dolary! Czad!
Pani pokazała mu aplikację do nauki. Przez cały miesiąc codziennie zakuwał i udał się kolejny raz. Nie brał już wszystkich dokumentów, bo myślał, że już są w systemie. Błąd. Za każdym razem procedurę rozpoczynają od nowa. Więc wymagają wszystkiego. Najważniejsze dokumenty tutaj to prawo jazdy, numer ubezpieczenia społecznego i potwierdzenie zamieszkania. Wrócił po umowę najmu i pojechał z powrotem. Procedura od nowa. Formularz, zdjęcie, egzamin. Zdał teorię (tym razem 25 na 27), ale na jazdę musiał umówić się kilka dni później. Pojechał, znów zdjęcie. Zdał egzamin. Ale było zimno, więc na zdjęciu w prawie jady ma czerwony nos jak Mikołaj. Czas przedświąteczny więc zgadza się. Z urzędu wychodzi z prawem jazdy. Na razie w wersji papierowej, taka sama plastikowa przyjdzie pocztą. Koszt całkowity to 30 dolarów! Jak sam powiedział w Ameryce prawo jazdy to administracja w Polsce to gruby biznes!
A teraz trochę o teorii i zasadach. W USA można skręcać w prawo na czerwonym świetle, chyba, że jest tabliczka z napisem, że nie można. Czasami nad jednym pasem jest napis, że można nim jechać tylko jak jest więcej niż jedna osoba w aucie, albo więcej niż 2. Można przekraczać ciągłą linię, jak zjeżdża się na środkowy pas, żeby skręcić w lewo. Ten sam pas służy pojazdom jadącym z naprzeciwka, też skręcającym w lewo, więc trzeba uważać. Zarówno w pytaniach egzaminacyjnych, jak również w komunikatach wyświetlanych nad drogami pojawia się bardzo dużo idiomów i nazw własnych, więc trudno zrozumieć na początku o co chodzi. Np. swoją nazwę ma zdarzenie drogowe, podczas którego zahaczasz rowerzystę przy skręcie w prawo. Jest to prawy hak.
Oj jeszcze dużo nauki przede mną.
Kolejną ciekawostką są tiry, które tu jeżdżą. Wyglądają jak na reklamie Coca- Coli. Mają ścięty przód. Wszystkie. Ładne są. (pomyślicie, że zwariowałam).
No i drogi, których nawierzchnia czasami nie jest idealna, ale szerokość dróg poraża. Czteropasmówka koło nas to prawie droga osiedlowa. Dojazdowa do Memphis ma chyba 4 pasy w każdą stronę, ale są takie szerokie, że naszych zmieściłoby się sześć.