Decyzja o przeprowadzce do Stanów była bardzo szybka i jakby po za mną. To się po prostu zdarzyło. Tak więc: mój mąż pojechał do pracy, córki do szkoły, a ja jeszcze nie wiem po co, ale wiem, że bardzo dużo zostawiłam w Polsce. Są osoby i moje “rzeczy” za którymi tęsknię tak, że aż boli. Przyznaję, że jest też kilka rzeczy, od których uciekłam. Moje życie zmienia się tak bardzo, że staje się nierzeczywiste.
Pakujemy kontener. Cały nasz dobytek zobaczymy już na miejscu, za kilka tygodni. Od tej chili żyjemy „na walizkach”, czasami w spartańskich warunkach.
Ja, zawsze w biegu, pracująca na najwyższych obrotach, ciągle w rozjazdach, biegająca na wszystkie dodatkowe aktywności, zawsze w otoczeniu znajomych i przyjaciół zostaję sam na sam z sobą i z moją rodziną. Kocham ich bardzo, ale dociera do mnie, że czas jaki do tej pory spędzałam tylko z nimi był na prawdę rzadkością a teraz są oni i ja. Zobaczymy jak to będzie.
Na Pani bloga trafiłam z Facebooka, bo znajomy znajomego itd., a ZG mała. Ucieszyłam się, że u Pani wszystko w porządku, bo moja mama, do niedawna Pani sąsiadka, zdążyła pomyśleć, że nie najlepiej, bo dom w ostatnim czasie taki pusty. Kontener widziałyśmy, ale jakoś bez skojarzeń. Życzymy radości ze zmian, szczególnie tak odważnych.
Jak zaczynałam pisać miał to być raczej zapis dla mnie, bo pamięć jest bardzo ulotna i informacja dla znajomych, bo wiele osób było ciekawych, co u nas. Cieszę się, że zasięg się zwiększa i lubicie mnie czytać.
Pozdrawiamy serdecznie.