Archiwum: #falcons

kolorowy tydzień

Oj to by bardzo ekscytujący tydzień dla Tosi. Zaczęło się od zabawy w szkole na świeżym powietrzu, czyli weszliśmy w pierwszą fazę zakończenia roku szkolnego. Nauczona doświadczeniem z zeszłego roku Tosia miała przygotowany cały komplet świeżych ciuchów, do przebrania po szaleństwie i stare buty do wyrzucenia na koniec, bo nie nadawały się do niczego innego. Tegoroczne zawody były nazwane Olimpijskie i wszystkie klasy reprezentowały inne państwo. Tosi klasa z dumą nosiła barwy Polskie. Bardzo to było poruszające

  

 Kolejne ważne wydarzenie to Lekkoatletycznych Mistrzostwa Okręgu. Pogoda dopisała aż za dobrze i muszę powiedzieć, że po 2 godzinach w 34 stopniach w pełnym słońcu, kiedy zaczęły się Tosi najważniejsze konkurencje ja czułam, że nie mogę oddychać i chodzić a co dopiero biegać czy skakać. Więc naprawdę duży szacunek dla dzieciaków. Tosi udało się zdobyć medal w skoku wzwyż. Rodzice bardzo dumni.

Wręczenie ze względu na pogodę zostało odłożone i nasze dzieciaki dostały swoje trofea na imprezie kończącej sezon, po wręczeniu i napełnieniu żołądków odbyły się kolejne zawody, tym razem kręgle, ale było więcej zabawy niż prawdziwej konkurencji.

 

No i najważniejsze. Zakończenie szkoły. Wzruszające, ale na luzie. Tematem przewodnim imprezy były Hawaje, było więc mega kolorowo. Po krótkiej części oficjalnej dzieciaki czytały nazwiska a nauczyciele i dyrektor wręczali Certyfikaty ukończenia szkoły i kolorowe kwiaty. Nie obyło się bez wstydliwych momentów, bo nie wiem czemu w trakcie całej uroczystości z brawami lub wiwatami wyrywali się tylko nieliczni rodzice. Mój sąsiad, tato koleżanki Tosi krzyknął imię swojej córki jak wyczytano jej imię i stwierdził, że musiał zrobić jej odrobinę obciachu. Ja stwierdziłam, że nie jestem taka odważna, więc zadeklarował, że może zrobić to za mnie, co też uczynił. Dobrze, że można liczyć na pomoc dobrych ludzi, w zawstydzeniu własnej córki.

Na koniec nauczyciele obrzucili dzieciaki kolorowymi piłkami i zaprosili na poczęstunek.

Dla mnie dodatkowo ważne było jeszcze jedno. Na ścianie szkoły, którą Tosia opuszcza po półtora roku uczęszczania wisi potwierdzenie wyczynów drużyny biegowej, których Tosia jest współautorem. Zostawia tutaj po sobie jakiś ślad. Fajnie

a jednak nowe

Weszliśmy w drugi rok naszego pobytu w Stanach. Trochę to dziwne uczucie, bo do tej pory pobyt tu kojarzył nam się z samymi nowościami a teraz ma się coś powtarzać? Dziwne, ale jak się okazuje nie do końca. Bo niby wydarzenia prawie takie same to jednak dla nas inne.

Pierwsze było włączenie światełek w pobliskim Collierville, impreza podobała nam się już w zeszłym roku, więc postanowiliśmy powtórzyć. Ale ten rok był zupełnie inny, byliśmy zdecydowanie lepiej przygotowani wiedzieliśmy, gdzie najlepiej zaparkować, wiedzieliśmy, że trzeba przyjechać trochę wcześniej, żeby nie zabrakło dla nas szalonych okularów i gorącej czekolady z przerażająco słodkimi marshmallow, a najważniejsze było to, że wiedzieliśmy, którędy idzie Mikołaj, więc zajęliśmy pozycje strategiczne i w tym roku Tosia ma zdjęcie z Mikołajem z tego magicznego miejsca.

Drugim takim wydarzeniem była parada świąteczna w Germantown. W zeszłym roku cieszyliśmy się z ładnej pogody i przygotowaliśmy się mentalnie do świąt, a w tym roku braliśmy czynny udział w paradzie. Oczywiście dzięki Tosi, której drużyna biegowa została wytypowana do reprezentowania szkoły, a trener zaprosił też rodziców. Muszę przyznać, że zdecydowanie większym przeżyciem jest maszerowanie wśród tłumu, niż tylko oglądanie. Tosia wzięła o jeszcze bardziej do siebie i stwierdziła, że po roku pobytu w Stanach jest już sławna.

To że naszej starszej córki nie ma na zdjęciach, to nie oznacza, że wypisaliśmy ją z rodziny, ona po prostu w takich banalnych wydarzeniach nie bierze udziału

Party na maxa

No I znów imprezuję nie ja, tylko maja córka.

Jest to jedno z wydarzeń, które bardzo lubię. Na zakończenie sezonu biegowego Tosi, trener ogłosił imprezę. Okazało, że odbywa się ona w domu dziewczynki z drużyny, rodzice zgodzili się na udostępnienie powierzchni (trzeba dodać, że mają powierzchnię wystarczającą do tego). Zrzuciliśmy się na pizzę i jakieś napoje. Pomysł świetny, bo wyszło bardzo oszczędnie, pięć dolarów za osobę.

Dzieciaki najpierw poszalały trochę na dworze, a potem trener ogłosił wręczanie nagród. Świetną informacją było to, że udało mu się namówić władze szkoły, żeby dali fundusze na zrobienie dla każdego dziecka kopii trofeum z najważniejszego wyścigu drużynowego. Do tego dorzucił medale indywidualne, dla dzieciaków z miejscem uzależnionym od wyników.

Po tej uroczystości wszystkie dzieciaki były wniebowzięte i zasiadły do obejrzenia filmu, który przygotował trener. Poskładał fotki i filmiki z całego sezonu i dodał do nich zabawne komentarze. Na koniec wrzucił krótkie wywiady ze wszystkimi dziećmi, które są teraz w piątej klasie i to ich ostatni sezon jesienny w klubie. Muszę przyznać, że dla mnie był to prawdziwy wyciskacz łez, a dla dzieciaków na pewno niezapomniane wspomnienia. Dwugodzinna impreza, w sumie nie dużo, ale jednak bardzo dużo.

IMG_2053 IMG_2054 IMG_2058

Falcons czyli sokoły

Siedzą we mnie takie emocje, że mam ochotę zacząć od końca, ale spróbuję jednak od początku. Moja młodsza córka dziesięcioletnia Tosia postanowiła wypróbować swoich sił w bieganiu i jeszcze w czasie wakacji chodziła na treningi przygotowawcze, żeby wziąć udział w eliminacjach do drużyny, zwanej Falcons czyli sokoły. Konkurencja była duża i trudna, bo brały w niej udział również dzieci które biegały cały poprzedni sezon. Do przebiegnięcia były 2 mile, do drużyny kwalifikowała się najlepsza piętnastka dziewczyn i chłopców.  Udało się Tosia była 14.

No i zaczęło się. Cztery razy w tygodniu treningi, a po miesiącu w każdy poniedziałek po szkole wyścig. Wyścigi nazywają się Cross Country, dzieciaki biegają 1 milę w terenie, po trawie, często pod górkę, często w temperaturze 30 stopni. Każdy wyścig był punktowany i kwalifikował dzieciaki do następnego etapu, czyli zawodów regionalnych. Każdy wyścig to było duże wydarzenie, były 4 kategorie biegaczy i w każdej ok. 250 osób. Organizacja musiała być naprawdę sprawna, żeby to wszystko ogarnąć.

Wyniki Tosi z wyścigu na wyścig były coraz lepsze. Trener stał się najważniejszym człowiekiem na ziemi. Drużyna radzi sobie super. Mają swoje przywitanie, zawołania, tajne kody, tajne narady. Szał w trampkach.

 Oczywiście wszystkie dzieci mają jednakowe stroje, plecaki, butelki. Rodzice też się załapali na koszulki, żeby lepiej kibicować.

Aby integracja była jeszcze większa i żeby dzieciaki zdobywały jak największe doświadczenie trener z pomocą rodziców zorganizowała bieg na dwie mile na terenie szkoły. Wyścig był dla dzieciaków ze wszystkich podstawówek z naszego miasteczka. Poświęcenie duże, bo bieg kończył się po zmroku, ale radość też duża, bo dziewczyny zajęły pierwsze miejsce, chłopcy drugie. Na zakończenie dzieciaki piły toast z wygranego pucharu.

 

W tak zwanym międzyczasie pomimo braku wiary w siebie Tosia przebiegła pierwszy wyścig, na 5 kilometrów i to chyba dodało jej skrzydeł. W wyścigu tym wzięła udział prawie cała moja rodzina, ja zostałam, żeby robić zdjęcia.

 

Następny wyścig drużynowy był genialny i dał dziewczynom awans do zawodów stanowych z pierwszego miejsca.  Tosia jak zaczęła treningi to charczała po 400 metrach, pierwszy bieg w wyścigu to rezultat 7.47, a jak zaczęła wierzyć w siebie to pobiegła 6.59. To było coś niesamowitego. Ona ryczała na mecie i ja też.

 A teraz zaczyna się ekstraklasa.

Do drużyny podstawowej zwanej Varsity Team na zawody stanowe dostało się 10 najlepszych dziewczyn i 10 najlepszych chłopców, dodatkowo startowała drużyna mieszana zwana Junior Varsity Team. Tosia jest dziesiąta w złotej dziesiątce, to jest niesamowite, biega 3,5 miesiące i będzie reprezentowała szkołę w zawodach tej rangi. Zawody są w Knoxville, 6 godzin od nas. Dzieciaki jada autobusem, na który udało nam się zebrać pieniądze. Organizowaliśmy min. imprezę dla całej szkoły. Trener jest już od kilku lat nadwornym dj, rodzice zorganizowali resztę. Zabawa była przednia. Najbardziej podobała mi się atrakcja polegająca na przyklejaniu nauczycieli do ściany. Niezłe??? W tym roku udało się, po odsunięciu ławki, na której stały nauczycielki, pozostały one niewzruszone na swoich miejscach.

 

 

Wracając do tematu głównego Pogoda w dzień wyścigów stanowych była szalona, rano 12 stopni a w południe 30 i pełne słońce. Ale pomimo tego dzieciaki pokazały co potrafią.

W konkurencji głównej biegły 297 dziewczynki i muszę przyznać, że to co zobaczyłam było oszałamiające. Wszystkie były niesamowite, te zawody zdecydowanie różniły się od poprzednich, bo poziom wszystkich był bardzo wyrównany. Emocje były tak wielkie, że próba nagrania filmu przeze mnie skończyła się fiaskiem, miałam trawę, niebo i czasami nogi. Tosia była 9 w swojej drużynie, udało jej się połknąć jedną dziewczynę. Drużyna dziewczyn skończyła zawody na 2 miejscu, a chłopców na 4, to znaczy, że obie drużyny jadą na Zawody Krajowe i to już jest prawdziwe szaleństwo, nie mogę w to uwierzyć, że za miesiąc moje dziecko zmierzy się z najlepszymi biegaczami szkół podstawowych w całych Stanach. Będę potrzebowała waleriany.